Czas na kolejną kartkę z podróży, kolejne okno. Na serio rośnie we mnie
niepokój czy zamiast pisać nie powinienem odesłać Was do Valtorty, Pisma
Świętego czy dialogów św. Katarzyny ze Sieny. Tam te rzeczy opisane są w
doskonały sposób. To moje pisanie to... takie brudne okno. Ostatecznie
jednak, może właśnie o to chodzi by widząc niedoskonałe zapragnąć
doskonałego, a Bóg doda to czego zabraknie.
Zanim jednak zacznę chciałbym podzielić się jedną myślą.
Czas jest jedynym zasobem, którego nie możemy sami powiększyć, ale w
sumie możemy go ukraść (sic!). Pośpiech to próba wykonania w jednostce
czasu więcej niż się da.
Pośpiech to próba oszukania czasu. Nie mylić z zarządzaniem czasem czyli
wolą by dobrze wykorzystać dar, który otrzymuję od Boga... każdego dnia na nowo.
Ja mam takie doświadczenie, że ile razy się spieszę ... tyle razy ostatecznie ląduję w malinach. W ten czy inny sposób.
Dopiero teraz dotarło do mnie pytanie: czy w takim razie nie kradnę??? ..
Ojoj..
Pozwolicie jednak, że wrócę do mojej podróży. Mianowicie przeczytałem
niedawno następującą przypowieść (tak, tak, Valtorta, w wolnej chwili
dodam link ze źródłem):
Otóż, był sobie bogacz, który przyszedł do rzemieślnika z cenną żywicą, z
której kazał sobie zrobić piękne naczynie. Podobnież, jego przyjaciel
miał mały dzbanuszek, a wino w nim przetrzymywane nie miało sobie
równych. Bogacz chciał zawstydzić swojego przyjaciela pokazując mu
właśnie wielkie piękne naczynie wykonane z tego samego materiału.
Rzemieślnik nie chciał przyjąć materiału tłumacząc, że nie da się z tego
nic wykonać. Był miękki i kleisty, trzymał kształt tylko wtedy gdy
utrzymywały go ręce, potem natychmiast odkształcał się.
Bogacz jednak na tyle naciskał grożąc, że rodzinie rzemieślnika stanie
się krzywda jeśli mu odmówi, że ostatecznie ten ostatni zamówienie
przyjął.
Cóż było robić?. Jak napisałem, nawet długotrwałe obrabianie rękami nie
przynosiło rezultatu. Nie mógł dodać innej substancji zagęszczającej bo
wtedy żywica traciła swój piękny, przezroczysty blask. Sprawa była
trudna: ogrzany materiał stawał się niemożliwie płynny, ochłodzenie
dawało dobry rezultat, ale przy próbnie najmniejszej obróbki naczynie
kruszyło się na kawałki.
Ostatecznie rzemieślnik spakował rodzinę a przed odjazdem opróżnił
warsztat zostawiając na jego środku materiał z karteczką: nie da się z
tym nic zrobić - jeśli uważasz inaczej - zajmij się nim sam.
[http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-04-025.htm]
Otóż tą cenną żywicą jest sam człowiek, którego dobry Ojciec stara się
kształtować - uczynić z Niego niepowtarzalne dzieło sztuki. Na początku
pomaga dziecku osiągnąć kształt tylko ciepłem swoich dłoni. Jeśli to nie
daje rezultatu - próbuje kształtować go w ogniu Swojej Miłości, a jeśli
to nie działa stara się kształtować go w chłodzie. Potrzeba jednak
wielkiego zaufania by dawać się tak kształtować by się nie rozsypać. By
wierzyć w Miłość Boskiego Rzemieślnika i też mieć cierpliwość. Nie być
jak bogacz, który wymaga by Bóg mu służył. Tu i teraz. W taki sposób
jaki sobie zapragnął.
Rozwój to droga, która wymaga czasu właśnie. Kształtowanie też.
Ech, jak łatwo to napisać.
Ale Bóg daje nam każdy dzień. Na nowo!
Owocnego kształtowania i cierpliwości (czy jesteś właśnie w dłoniach,
nad ogniem czy w lodzie czy też czujesz dłuto). Ostatecznie, gdy się
rozsypujemy Ojciec troskliwie zbiera te kawałeczki i ogrzewa w dłoniach
oddechem swojej Miłości. Uwielbiam Ciebie Panie!
Trzymajcie się!
Michał
p.s. ciąg dalszy nastąpi niebawem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz