Niedawno pisałem o celach na 2014 rok. Cel to fajna rzecz. Porządkuje, dyscyplinuje, stwarza pewien
kręgosłup, wymaga planu, … wieszamy na nim nasze uczucia, odczucia. .. No
właśnie. Czy czasem nie jest tak, że nasz poziom satysfakcji niebezpiecznie
zaczyna zależeć od celu. Więcej, nasz
wewnętrzny milicjant (sic!) udziela nam dobrostanu zależnie od tego jak oceni
poziom realizacji tego celu.
Ilustracja muzyczna: Dezerter, "Spytaj milicjanta"
Właściwie można powiedzieć, że ludzie typowo przyjmują 2 strategie
nagradzania siebie zależnie od położenia względem celu.
1.
Pierwszą ze strategii nazwałbym „świąteczną” - hurra rodzinna wigilia! (wiem, w literaturze
występują inne nazwy, ale skoro to nie praca magisterska dajmy coś co łatwo
zapamiętać)
W tej strategii 99% czasu swojego życia człowiek przeżywa na
niskim poziomie satysfakcji czyli martwi się i denerwuje, obawia nieustannie.
Weźmy za przykład „rodzinne święta”. Zaraz po „grobach” zaczyna się nerwówka
kto kogo zaprosi i gdzie, która rodzina będzie odwiedzać którą i którego dnia.
Potem już same problemy: kupowanie prezentów, zapasów jak na przysłowiową zimę,
sprzątanie itp. „Atmosfera świąteczna”
gwarantowana;) Panie (jako zwykle odpowiedzialne za większość pracy) nie śpią
po nocach i wykończone czasem komentują w niewybredny sposób co myślą o „tym
wszystkim”. Następnie przychodzi wigilijny wieczór, atmosfera jest wspaniała,
pojawia się „och abyśmy się tak znowu za rok spotkali” – powiedziane zresztą
absolutnie szczerze i bez przekąsu. Poziom satysfakcji / szczęścia sięga zenitu
by …. za chwilę runąć w dół bo „ktoś musi ten bałagan posprzątać”.
I tak od święta do święta a jeśli strategia człowieka nie
przewiduje święta zbyt często (bo planuje na parę lat do przodu), cóż,
pozostaje chyba tylko współczuć.
2.
Drugą strategię nazwę drogową – tym lepiej im
dalej.
Tą strategię można porównać do jazdy z Suwałk nad Zalew Soliński
(pozdrowienia dla mieszkańców). Google miłosiernie podaje, że to jedynie 10
godzin ciągłej jazdy (681 km). Wyobraźmy
sobie kierowcę gdy wsiada do samochodu – to prawie jak wyrok. Ale gdy jest już
w Białymstoku okazuje się, że w sumie nie jest tak źle. W Chełmie przejeżdża w
towarzystwie ciekawej audycji, Zamościa nawet nie zauważa a w Ustrzykach
zastanawia się czy może by nie pojechać jeszcze trochę. Czuje niedosyt!
Nie mieliście tak nigdy, że boicie się jakiegoś wystąpienia, a gdy
już się zacznie ciężko wam skończyć je o czasie. Okazuje się, że publiczność to
nie drapieżniki, pojawiają się pytania, rodzi się dobra atmosfera…
Nasz kierowca jednak dojeżdża na miejsce, spotkanie trzeba
skończyć a potem … jest kolejna podróż.
Czy napisałem, że są tylko dwie powyższe strategie? Tak?
Żartowałem;)
Chodzi o to, że człowiek często zachowuje się jak osioł chodzący
za sianem przyzwyczajając się do tego jak bardzo pozytywne uczucia, emocje mogą
wywindować go w górę. Niestety to samo potrafią ciągnąć go w dół. Patrząc na
częstotliwość występowania obu przypadków – to ostatnie zdecydowanie częściej.
Prawda polega na tym, że nie jesteśmy na szczęście swoimi
uczuciami. Zamiast powiedzieć jestem szczęśliwy powiedz sobie w duchu „odczuwam
szczęście” , zamiast powiedzieć jestem przegrany powiedz sobie „właśnie
odczuwam przegraną”. Tam głęboko w Tobie nie ma wichrów i nie ma wzburzanych
przez nie fal. Jest Pokój. Kapitalnie pisze o tym DeMello w „Przebudzeniu”.
„Cierpisz
z powodu depresji i lęków dlatego, że identyfikujesz się z nimi. Mówisz:
„Jestem
przygnębiony”. Ale to nieprawda. Ty nie jesteś przygnębiony. Jeśli chciałbyś to
wyrazić dokładniej, mógłbyś powiedzieć: „Doświadczam teraz przygnębienia”. A ty
potrafisz swój stan wyrazić zaledwie zdaniem: „Jestem przygnębiony”. Nie jesteś
przecież swa depresją. To tylko chytra sztuczka twego umysłu, dziwaczna iluzja.
Sam wpakowałeś się w ten sposób myślenia, choć go sobie nie uświadamiasz:
„Jestem swa depresja, jestem swym lękiem, jestem swa radością, jestem swym
wzruszeniem. Jestem zachwycony!” Z cała pewnością nie jesteś zachwycony. Może
jest w tobie, akurat w tym momencie zachwyt - ale poczekaj, to się zmieni, to
nie będzie trwało wiecznie. Nigdy nic nie trwa wiecznie, wszystko się zmienia,
wszystko podlega ciągłej zmianie. Chmury nadchodzą i odchodzą, niektóre z nich są
czarne, a niektóre białe, niektóre z nich są wielkie, a inne małe. Zstąp głębiej
w te metaforę. To ty jesteś niebem obserwującym chmury. Dla ludzi Zachodu
stwierdzenie to jest szokujące. A przecież nie masz na to wpływu.
Nie
staraj się na nic wpływać. Nie zatrzymuj niczego. Patrz! Obserwuj! Kłopot z większością
Ludzi
polega na tym, że są straszliwie zajęci organizowaniem rzeczywistości, której
nawet nie rozumieją. Zawsze cos ustalamy, organizujemy... Nigdy nie przyjdzie
nam do głowy, że rzeczy nie potrzebują być organizowane. Naprawdę. To wielkie
odkrycie. Rzeczy potrzebują jedynie zrozumienia. Jeśli je zrozumiesz, one się
zmienią.”
Wtedy jest przestrzeń na docenianie, na dziękowanie i na trzecią
strategię – cieszenie się tu i teraz.
To również miejsce na przyjrzenie się pełnej przestrzeni
satysfakcji:
Zwróć uwagę, że możliwości są tutaj aż cztery. A przecież można wrysować w to również sławną piramidę Maslowa.
W której ćwiartce jesteś i co to oznacza dla Ciebie?
Spytasz milicjanta? ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz