Szukaj na tym blogu

piątek, 20 lipca 2012

O pewnym rzemieślniku i kłopotliwym materiale

Czas na kolejną kartkę z podróży, kolejne okno. Na serio rośnie we mnie niepokój czy zamiast pisać nie powinienem odesłać Was do Valtorty, Pisma Świętego czy dialogów św. Katarzyny ze Sieny. Tam te rzeczy opisane są w doskonały sposób. To moje pisanie to... takie brudne okno. Ostatecznie jednak, może właśnie o to chodzi by widząc niedoskonałe zapragnąć doskonałego, a Bóg doda to czego zabraknie.

Zanim jednak zacznę chciałbym podzielić się jedną myślą.

Czas jest jedynym zasobem, którego nie możemy sami powiększyć, ale w sumie możemy go ukraść (sic!). Pośpiech to próba wykonania w jednostce czasu więcej niż się da.
Pośpiech to próba oszukania czasu. Nie mylić z zarządzaniem czasem czyli wolą by dobrze wykorzystać dar, który otrzymuję od Boga... każdego dnia na nowo.

Ja mam takie doświadczenie, że ile razy się spieszę ... tyle razy ostatecznie ląduję w malinach. W ten czy inny sposób.

Dopiero teraz dotarło do mnie pytanie: czy w takim razie nie kradnę??? ..

Ojoj..

Pozwolicie jednak, że wrócę do mojej podróży. Mianowicie przeczytałem niedawno następującą przypowieść (tak, tak, Valtorta, w wolnej chwili dodam link ze źródłem):

Otóż, był sobie bogacz, który przyszedł do rzemieślnika z cenną żywicą, z której kazał sobie zrobić piękne naczynie. Podobnież, jego przyjaciel miał mały dzbanuszek, a wino w nim przetrzymywane nie miało sobie równych. Bogacz chciał zawstydzić swojego przyjaciela pokazując mu właśnie wielkie piękne naczynie wykonane z tego samego materiału.
Rzemieślnik nie chciał przyjąć materiału tłumacząc, że nie da się z tego nic wykonać. Był miękki i kleisty, trzymał kształt tylko wtedy gdy utrzymywały go ręce, potem natychmiast odkształcał się.

Bogacz jednak na tyle naciskał grożąc, że rodzinie rzemieślnika stanie się krzywda jeśli mu odmówi, że ostatecznie ten ostatni zamówienie przyjął.

Cóż było robić?. Jak napisałem, nawet długotrwałe obrabianie rękami nie przynosiło rezultatu. Nie mógł dodać innej substancji zagęszczającej bo wtedy żywica traciła swój piękny, przezroczysty blask. Sprawa była trudna: ogrzany materiał stawał się niemożliwie płynny, ochłodzenie dawało dobry rezultat, ale przy próbnie najmniejszej obróbki naczynie kruszyło się na kawałki.

Ostatecznie rzemieślnik spakował rodzinę a przed odjazdem opróżnił warsztat zostawiając na jego środku materiał z karteczką: nie da się z tym nic zrobić - jeśli uważasz inaczej - zajmij się nim sam.

[http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-04-025.htm]

Otóż tą cenną żywicą jest sam człowiek, którego dobry Ojciec stara się kształtować - uczynić z Niego niepowtarzalne dzieło sztuki. Na początku pomaga dziecku osiągnąć kształt tylko ciepłem swoich dłoni. Jeśli to nie daje rezultatu - próbuje kształtować go w ogniu Swojej Miłości, a jeśli to nie działa stara się kształtować go w chłodzie. Potrzeba jednak wielkiego zaufania by dawać się tak kształtować by się nie rozsypać. By wierzyć w Miłość Boskiego Rzemieślnika i też mieć cierpliwość. Nie być jak bogacz, który wymaga by Bóg mu służył. Tu i teraz. W taki sposób jaki sobie zapragnął.

Rozwój to droga, która wymaga czasu właśnie. Kształtowanie też.

Ech, jak łatwo to napisać.

Ale  Bóg daje nam każdy dzień. Na nowo!

Owocnego kształtowania i cierpliwości (czy jesteś właśnie w dłoniach, nad ogniem czy w lodzie czy też czujesz dłuto). Ostatecznie, gdy się rozsypujemy Ojciec troskliwie zbiera te kawałeczki i ogrzewa w dłoniach oddechem swojej Miłości. Uwielbiam Ciebie Panie!

Trzymajcie się!
Michał

p.s. ciąg dalszy nastąpi niebawem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz