Szukaj na tym blogu

piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!


Witajcie raz jeszcze ;)

Tak to czas przedświąteczny więc i czas życzeń. Tak niedawno pisałem (rok temu;), że lubię pisać życzenia. Uśmiecham się, gdy teraz je czytam.
Pisałem rok temu, być może za rok też napiszę, i za dwa ;)

Bóg rodzi się każdego dnia, w każdym z nas, w Swojej Świątyni, zbudowanej mu przez Syna. Dlaczego tak trudno to odczuć?
De Mello pisze, że z Bożą obecnością jest jak ze snem. Jego piękno i wartość widzimy gdy się skończy;)

Jak bardzo jest to prawdziwe! Jak słodko jest wracać w Jego ramiona!

Życzę Wam Łaski doświadczenia i stałego doświadczania Bożych Narodzin i Jego obecności w swoim życiu na każdy dzień, bez względu na aktualną pogodę ducha (pogoda = stan atmosfery w danej chwili;) Niech On wypełnia Was po brzegi swoją radością. Dla Was samych i dla innych.

ROZWÓJ (za De Mello "Minuta Mądrości")

"Uczniowi, który skarżył się
na własne ograniczenie,
Mistrz powiedział:
- To prawda, jesteś ograniczony.
Czy jednak nie zauważyłeś, że możesz robić to,
co jeszcze piętnaście lat temu wydawałoby ci się niemożliwe?
Co się zmieniło?
- Zmieniły się moje zdolności.
- Nie. To ty sam się zmieniłeś.
- Czy to nie to samo?
- Nie. Jesteś tym, czym myślisz, że jesteś. Kiedy zmienił się twój sposób myślenia, ty sam się zmieniłeś.
"

Na nowy rok, życzę więc sobie i Wam zmiany myślenia o sobie. Niech w naszych magazynach rozbłyśnie jasne światło.
Nic już nie będzie takie samo. Nie wierzysz, przeczytaj Rdz 1, 1-5 ;)  [http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1]


Trzymajcie się!

czwartek, 22 grudnia 2011

O samoocenie raz jeszcze


Od jakiegoś czasu chciałem się z Wami podzielić pewnym obrazem odnośnie samooceny oraz przy okazji polecić kapitalną książkę.

Z samooceną jest tak, że jej potoczne rozumienie właściwie całkowicie rozmija się z prawdą. Człowiek o wysokiej samoocenie to nie zapatrzony w siebie egocentryk. A niska samoocena niekoniecznie oznaczać musi czerwony nos i zapuchnięte oczy.

Niska samoocena to generalnie mówiąc głębokie odczuwanie nieprawdy na swój temat.

Wyobraźmy sobie, że człowiek jest jak magazyn pełny różnych różności. Gdy samoocena jest niska w magazynie tym nie ma światła lub jest bardzo nikłe. Oznacza to, że człowiek po pierwsze nie wie kim na prawdę jest (lub ile jest warty), ale co ważniejsze musi polegać (i najczęściej polega) na zdaniu innych ludzi względem siebie.  To jak wpuszczanie ludzi z latarkami do swojego "magazynu". To w oczach ich świateł osoba z niską samooceną będzie szukać potwierdzenia swojej wartości.... bądź jej braku. Wpuszczać będzie ich tam bez liku albo też odgrodzi się grubym murem.

Osoba z wysoką samooceną to stan gdy w magazynie jest po prostu widno. Widzimy rzeczy fajne i te mniej fajne, takimi jakimi są, bez jednak oskarżania siebie za ten stan. Ponownie, ludzie wchodzić będą do naszego wnętrza ze swoimi latarkami (bo druga osoba to zawsze niewiadoma). Właściciel magazynu jest jednak niezależny od ich opinii. Inne osoby mogą poznać go częściowo. On siebie zna znacznie lepiej. Doskonale wie, że nawet potencjalne "rozczarowanie" będzie tylko zderzeniem wyobrażenia na temat magazynu w głowie gościa z rzeczywistością - a nie czymkolwiek co może mieć wpływ na właściciela.

Myślę sobie, że większość z nas ma problem z samooceną. Chcąc to w sobie zagłuszyć ścigamy się na zasadzie "kto ma więcej" lub "kto ma mniej" szukając potwierdzenia swojej wartości w oczach drugiej osoby.

Jeśli więc ktoś Cię swoim osądem krzywdzi lub chce ścigać się z Tobą ... puść go przodem. Nawet jeśli jest przy tym bardzo przykry zrozum, że dla Ciebie to chwila, on sam zaś musi ze sobą (i w tym stanie ducha) przebywać 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. W końcu każdy dzieli się tym co w obfitości płynie z jego serca;).

Myślę, że najwyższą samoocenę mają święci, jak św. Franciszek z Asyżu, o. Pio, wielu innych. Ich prostoduszność ....zachwyca.

Po co to piszę?

Byśmy się ucieszyli sobą! Właśnie teraz, tak niedługo przed Wigilią Bożego Narodzenia.
W końcu radość to pierwszy warunek świętości... wróć - chciałem napisać "pierwszy warunek normalności".


Trzymajcie się!
Michał

ps. polecam serdecznie książkę http://allegro.pl/listing.php/search?sg=0&string=minuta+m%C4%85dro%C5%9Bci
Zaraził mnie tymi cytatami najpierw Mateusz, potem Dominik - genialne! Właśnie w swojej prostocie;)

niedziela, 11 grudnia 2011

Przyjąć SŁOWO


Adwent jest takim czasem, w którym wiele osób odwiedza konfesjonał. Konfesjonał jest tak telefon do ukochanej osoby, gdy człowiek wie, że "dał ciała". Gdy rozmowa się rozpocznie - to już jak inny świat. Tylko, tak trudno wykręcić ten @#$% numer!

Bo co powiem?
Bo to kolejny raz!
Bo co to zmieni?
Bo skoro już sam się oskarżam i nie jest łatwo, kolejnego oskarżenia nie zniosę

Jak inaczej świat widać przed i już po przekroczeniu drzwi konfesjonału - Bóg nigdy nie oskarża.

"8 Pan jest łagodny i miłosierny,
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy".  - to psalm 145

" Ty zaś, Boże nasz, jesteś łaskawy i wierny,
cierpliwy i miłosierny w rządach nad wszystkim." - to Księga Mądrości


To czym się ostatnio i teraz dzielę usłyszałem na rekolekcjach. Szczególnie uderzyło mnie słowo "CIERPLIWY".

Bóg MA rzeczywiście czas na wysłuchiwanie "77" razy tego samego. Nie ma przy tym rzeczy, których już wcześniej by nie znał, zanim je wypowiem.

Może więc to całe opowiadanie na spowiedzi to okazja bym TO JA SAM powiedział i USŁYSZAŁ co właściwie wyprawiam.

Bóg jest też miłosierny. Nie oskarża ale otacza opieką, LECZY.

To nie ja przyjmuję Go w Komunii Świętej. To On przyjmuje mnie. LECZY.

----------------------------------------------------------------------------
Żeby na prawdę zacząć przebaczać innym trzeba zacząć od siebie i przebaczyć sobie. Jak łatwo to napisać! Ale to co dla człowieka niemożliwe dla Boga jest możliwe.

Jak?

http://www.nonpossumus.pl/ps/J/

"12 Wszystkim tym jednak, którzy Je [SŁOWO]przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,"

Myślę sobie, że dziecko Boże nie ma problemu z przebaczaniem;) Obym więc to Słowo na prawdę przyjął, jak przyjdzie.

A czasu jest coraz mniej.

sobota, 10 grudnia 2011

Jeszcze dwa tygodnie


Każdy z nas doskonale wie, że Adwent jest czasem oczekiwania. Cóż bardziej normalnego? Całe życie na coś czekamy. Marznąc na przystanku, w kolejce do dentysty czy przed drzwiami urzędu skarbowego wezwani do złożenia wyjaśnień. Takie oczekiwanie nie kojarzy się zbyt dobrze, prawda?

Ale jest też oczekiwanie radosne, jak na urodzinowy prezent, na pochwałę od ważnej dla Ciebie osoby, na narodzenie dziecka, na nowe życie.

Na co / na Kogo -  właściwie czekam teraz?

Zostało dwa tygodnie!

Boże Narodzenie jest co roku. Łatwo się przyzwyczaić. Ludzie szybko nudzą się tym co znają, tym co jest ogólnie dostępne (lub takie się wydaje). A przecież to przychodzi Nowe Życie, Początek, ale i Koniec!

Wyobraźcie sobie dziecko w łonie matki, na dwa tygodnie przed narodzinami. Za 14 dni skończy się wszystko do czego było przyzwyczajone "całe swoje życie". Choć jeszcze o tym nie wie. A może przeczuwa?

Co ja czuję w tym Adwencie?

Rozpraszam się tysiącem WAŻNYCH SPRAW?

Wyobraź sobie, że zostało Ci jeszcze 14 dni życia, które znasz. Tu, na tym świecie. Jak chciałbyś / chciałabyś przeżyć te dwa tygodnie? Będziesz czekać na śmierć? A może będziesz czekać na nowe Życie? Kim jest dla Ciebie Ten, który przychodzi?

Modlimy się przecież "przyjdź królestwo Twoje". Życie na ziemi jest więzieniem, wielką, wymagającą szkołą czy może najlepszym ze światów, dla którego zrobimy i oddamy wszystko, byle tylko zostać tu jak najdłużej. Tak, siebie też?


Jak przeżyjesz te 2 tygodnie?

Tysiące rozproszeń - czy rzeczywiście masz czas by się rozpraszać? ;P

poniedziałek, 5 grudnia 2011

...


za oknem pada deszcz
i choć to słoty czas
napiszę sobie wiersz
o cieple, które masz

napiszę pośród słów
jak płatki letnich róż
poczujesz dotyk lnu
pomimo deszczu..
 znów

okna zamykać czas
by chronić ciepła dar
zasłonić suknem spraw
przy cafe, którą znasz

...
bo białe ściany
jak białe drzewa
błękitne okna
ta zieleń traw
choć ponad czasem
już się nie schowasz
idąc do światła
już mówisz TAK

poniedziałek, 28 listopada 2011

Kawałek cienia

Niedawno miałem takie bardzo mocne poczucie, że z życiem jest jak z chodzeniem po wodzie;). Wyobraźcie sobie ogromny ocean, czasem za dnia, czasem w nocy, wiatr, mnóstwo fal .... i siebie pomiędzy nimi.

Ta woda, te fale to różne trudne wydarzenia. One zalewają twarz, zalewają oczy. [przestajecie mówić - nie można Was zrozumieć, przestajecie dostrzegać wyraźnie - nie da się dobrze ocenić sytuacji ....]. Tragedia!

Kiedyś miałem tak, że gdy zalewała mnie fala bardzo często nurkowałem jeszcze głębiej (aż do dna?). To głupie bo przed wodą uciekałem w jeszcze większą wodę. Jak człowiek, który widząc, że delikatnie ubrudził ubranie idzie do sadzawki wysmarować się błotem ze szczytną ideą "bo nie będzie widać".

Jednocześnie walczyłem z falami łudząc się, że sukces oznaczać będzie brak fal.

"Zapomniałem" tylko, że brak fal to skutek braku wiatru. A przecież "w letnim powiewie przychodzisz do mnie... Panie".

Fale nigdy nie znikną, są potrzebne. To co można jednak zrobić to: nie nurkować gdy zalewa nas woda. Przecież, każda fala spłynie, wystarczy cierpliwość i wzrok utkwiony na celu. Bo tak jest łatwiej.


Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy w kalendarzu przeczytałem cytat z jednego z Ojców Pustyni: Ewagriusza z Pontu. Pisze On:

"Wszelka walka między nami a demonami nie toczy się o nic innego, jak tylko o modlitwę duchową"..

Rozumiecie: WSZELKA - tzn. nie ma innej walki (sic!). Tylko taka!

Oni walczą tylko o to byśmy się nie modlili. Żyli od reanimacji (w sakramencie spowiedzi) do reanimacji. Zero życia, zero siły. Tylko szarpanina.

A tu trzeba się modlić w każdej okazji, szczególnie gdy właśnie zalewa fala i i robimy ... głupoty.


......



Równie dobrze jak o falach i wodzie można pisać o świetle i cieniu. Interpretacja nasuwa się właściwie bez jakiejkolwiek zachęty. Sam pisałem nie tak dawno wiersz na ten temat. Pamiętacie ?:) "...im większe światło, większy cień ..."

Jak wielkie było moje zaskoczenie i jednocześnie zachwyt, gdy doświadczyłem mistrzowskiego dotknięcia tego tematu przez Grzegorza Turnau.


Poczytajcie [źródło: http://www.tekstowo.pl/piosenka,grzegorz_turnau,kawalek_cienia.html], wyróżnienia moje:


Prosty temat: światło-cień.
Implikacje i przenikanie.
Wpływ księżyca na mój sen,
słońca zaś na moje wstawanie.


Mam niebylejakie, bo
południowo-zachodnie okna.
Patrzę. Czekam. Setki lat.
Dzień i noc. I nic. Nuda wielokrotna.

Podobno każdy ma swój kawałek cienia -
brak cienia jest dowodem nieistnienia -
lecz bez kawałka światła
nie jest łatwo...


A przecież każdy ma swój kawałek nocy;
po ciężkim dniu zamyka wreszcie oczy,

lecz sen bez kawałka słońca
nie ma końca...


.....

Czytam to któryś już raz. Wiatr gra na szybach. Za nimi uśpione miasto.


Posłuchajcie na dobranoc ;)

http://www.youtube.com/watch?v=OoLJjESfa30

Trzymajcie się,

niedziela, 20 listopada 2011

Królestwo i Król

Królestwo i Król

Cieszę się, że znowu będę mógł coś napisać. Dziś mamy wielką
uroczystość: Chrystusa - Króla Wszechświata.

Z jaką wielką prostotą tłumaczy On w Ewangelii o jakie królestwo,
królowanie i poddanych chodzi. Przeczytajmy wspólnie ten krótki
fragment:


Mt 25, 31-46

35 Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

36 byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie".

Dziś przyszło mi do głowy, że przecież niekoniecznie musi chodzić o
potrzeby ciała. Czy zdarzyło się Wam może, że spotkaliście człowieka,
który szukał gorączkowo sensu życia i nie mógł o odnaleźć? Szukał
instynktownie Boga, dobra, ale do tej pory pił ze źródeł, które nijak
nie mogły ugasić tego pragnienia. Czy nie spotkaliście kogokolwiek,
kto czuł się wyobcowany w swoim środowisku? A może zdarzyło się, że
byliście świadkiem obnażenia czyjejś wady, może grzechu, w gronie
ważnych dla niego osób?

Człowiek, którego atakuje grzech, upokarzają słabości, przewracają na
ziemię wady czy uzależnienia często jest bardzo samotny w swojej
chorobie. Nie ma też sił / odwagi by prosić o pomoc. W samotności tkwi
w tym więzieniu, nawet atakując w bezsilnej złości wszystko i
wszystkich, widząc w tym atak samego siebie.

A przecież, nawet w tym człowieku / świątyni mieszka Bóg! Każdy z nas
jest przecież Jego dzieckiem, Jego świątynią, Jego mieszkaniem!

A ja sam jestem najbardziej agresywny gdy czuję się zaatakowany, gdy
ktoś celnie uderzy mnie w moją ranę. Czy dlatego tak celnie uderza, że
zna ją doskonale, a sam cierpi znacznie bardziej niż ja?

Hmmm.

Przeczytajmy teraz dalej z Valtorty
[http://voxdomini.com.pl/valt/valt/v-06-015a.htm#ost]

"A potem zwróci się to tych, którzy będą po Jego lewicy, i powie im, z
surowym obliczem, ze spojrzeniem podobnym do błyskawic rażących
potępionych, z głosem, w którym zabrzmi gniew Boży: "Idźcie stąd
precz! Odejdźcie precz ode Mnie, o przeklęci! Do ognia wiecznego,
przygotowanego przez gniew Boży dla demona i aniołów ciemności i dla
tych, którzy słuchali ich głosów potrójnej i plugawej pożądliwości.
Byłem bowiem głodny, a nie nakarmiliście Mnie; spragniony, a nie
ugasiliście Mojego pragnienia; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
przybyszem - a odrzuciliście Mnie; chorym i w więzieniu - a nie
odwiedziliście Mnie. Mieliście bowiem tylko jedno prawo: zadowolenie
własnego ja. A ci Mu powiedzą: "Kiedy widzieliśmy Cię głodnym,
spragnionym, nagim, przybyszem, chorym, w więzieniu? Naprawdę nie
znaliśmy Cię. Nie było nas wtedy, gdy Ty byłeś na ziemi." A On odpowie
im: "To prawda. Nie znaliście Mnie, bo nie było was wówczas, gdy Ja
byłem na ziemi. Ale znaliście przecież Moje słowo i mieliście biednych
pośród siebie, głodnych i spragnionych, i nagich, i chorych, i
uwięzionych. Dlaczego nie uczyniliście im tego, co być może
zrobilibyście Mnie? Nie jest już powiedziane, że miłosiernymi względem
Syna Człowieczego mogli być tylko ci, którzy mieli Go pośród siebie.
Czy nie wiecie, że w Moich braciach Ja jestem, i gdzie jest jeden z
nich, który cierpi, tam jestem Ja; i że to, czego nie uczyniliście
jednemu z tych Moich najmniejszych braci, tego odmówiliście Mnie,
Pierworodnemu spośród ludzi? Odejdźcie i palcie się w waszym egoizmie.
Odejdźcie i niech otoczą was ciemności i chłód, bo ciemnością i lodem
byliście, choć wiedzieliście, gdzie znajdowało się Światło i Ogień
Miłości". I pójdą ci na wieczną mękę, a sprawiedliwi wejdą do życia
wiecznego."

hmmm.

Módlmy się za siebie samych i za siebie nawzajem byśmy przyjęli Łaskę
głoszenia Królestwa Bożego właśnie tak, jak On tego chce.

Nie poprzez wielkie dzieła, ale każdego dnia każdej osobie, uśmiechem,
dobrym słowem, czasem pełnym Miłości milczeniem (choć złośliwa ironia
aż ciśnie się przez zęby) głośmy Jego Dobrą Nowinę.

Módlmy się, by spotkać się pewnego dnia w towarzystwie, któremu
całkowicie obcy jest ogień egoizmu, który spala mimo lodów i
ciemności.

Trzymajmy się!

środa, 2 listopada 2011

Wszyscy Święci


Dzień Wszystkich Świętych - jak piękne to święto!. Jak przy tym trudno odpowiedzieć dziecku co to właściwie znaczy być świętym ;).

Najczęściej świętych wyobrażamy sobie podziwiając obrazy wiszące  w dostojnych katedrach. Nie dość, że idealizują same postacie to jeszcze najczęściej odnoszą się do ostatniego etapu ich pobytu na ziemi. Jakże łatwo wyobrazić sobie św. Józefa Egipskiego, gdy jest namiestnikiem Egiptu i jest noszony na lektyce - on - mędrzec. Tylko jak wtedy się do niego przyrównać? Słabo to wypada.

Spróbujcie jednak przyrównać siebie do młodego chłopaka - Józefa skrępowanego sznurami, który jest wleczony razem z innymi niewolnikami za karawaną. Od razu staje się dla nas taki "bliższy, dzisiejszy, życiowy" :P


Jednocześnie, idąc tym tokiem, czytając różne "żywoty świętych" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jedno ich wszystkich łączy - niedoskonałość (sic!).

"Ty jesteś Piotr, skała..." a zaraz potem "odejdź precz szatanie...".

Chodzenie po wodzie i zaraz potem "Jezu ratuj"

Co jest zatem tą esencją świętości?

Taki sam problem miał św. Dominik Savio, który podobne pytanie zadał swojemu opiekunowi św. Janowi Bosko. Wyjaśnienie było cudownie proste!

Święty to taki człowiek, który (z pamięci):

- raduje / cieszy się z tego (i tym) co robi
- wykonuje swoje obowiązki (jakiekolwiek by one nie były)
- modli się
- czyni dobro

To już wystarczy!!!!!,  choć jeszcze jest jedna - piąta - chyba najważniejsza rzecz. Tutaj dobra będzie anegdota:

Pewna pobożna kobieta umarła i staje przed św. Piotrem, który mówi "tu są drzwi do nieba, otwierają się jak osiągniesz 4000 punktów z testu swojego życia".
Kobieta truchleje, ale też jest dobrej myśli. Zaczyna się wyliczanie:
- chodziłam w każdą niedzielę do kościoła
- bardzo dobrze - 1 punkt
- chodziłam też do kościoła w dni powszednie
- wspaniale  - 1 punkt

Pot zrasza już czoło kobiety - słabo to widzi.

- zrobiłam wiele dobrego dla innych
- fantastycznie - 1 punkt

Tego już było kobiecie za wiele. Nie mogąc znieść napięcia pada na kolana i krzyczy z całej mocy:
- Jezu ratuj!

Na to św. Piotr z uśmiechem:
- no, 4000 punktów - wchodzisz!

;)))))))))))))))))


Święty to nie ten doskonały, ale ktoś kto ma Miłość (tak - DO SIEBIE, potem to innych) by ciągle powstawać i iść dalej. Jakże bardzo pomaga w tym godzenie się na aktualny stan siebie, jakikolwiek by on nie był!

Nie mów więc "ja to nie jestem za święty" ale nim (nią) bądź i uciesz się tym! Tak, uciesz się!

Pamiętacie wiersz?

"i wiesz wystarczy dobra wola
to takim ludziom niebo dano
i nawet ona nie jest moja
bo to pragnienie we mnie wlano"

Cieszmy się więc razem ze świętymi.

Pamiętajmy też - szczególnie dziś - o duszach w czyśćcu - to są już ludzie zbawieni, ich przeznaczeniem jest niebo!

Potrzebne jest jednak bolesne oczyszczenie. Możemy im w tym BARDZO pomóc, więc róbmy to!!! Oni się za nas modlą, pomagają - my możemy ofiarować swoje trudności, cierpienia, wyrzeczenia - żadne z nich nie będzie "na darmo".

Trzymajcie się!

poniedziałek, 24 października 2011

Na Polu Chwały czyli o kryzysie


Od jakiegoś już czasu dojrzewa we mnie myśl by napisać o kryzysie. Teraz ta konferencja o. Fabiana jeszcze mnie w tym umocniła (jeszcze raz zachęcam to Jego bloga - brak mi słów). Przeszkodą jaką czułem był paradoksalnie mój entuzjazm ze szkoły coachów, radość zbierania moich maili w e-booka. Jak tu pisać w takich warunkach o kryzysie? Przecież nie będę udawał!

W ostatnim wierszu pisałem o oknach, spotkaniach. Ponownie, jak w ostatnim wersie słowo stało się ciałem.

Wiecie, mam takie bardzo głębokie doświadczenie, że pomimo tych wszystkich naszych kłopotów, trudności - wszyscy (a może w szczególności ja) żyjemy pod grubym kloszem Bożej Łaski. To Ona chroni nas przed rzeczami, które ciężko byłoby nawet sobie wyobrazić. Dlaczego więc tak trudno żyć w codziennym dziękczynieniu za cud właśnie każdego dnia?

.... tak CUD!

Drugie doświadczenie to: Wszyscy jesteśmy (bądź niedługo będziemy) posłani by samymi sobą świadczyć o Miłości Boga do Człowieka, w którym zamieszkał On Sam. Każdego człowieka!

Świadczyć bez słów. Sobą samym.

Każdy z nas ma swój własny Jordan - wielką rzekę, której wody czasem topią nas w swoim chaosie. Być może wielu ma także swoich Janów Chrzcicieli, którzy niedostępnym przykładem grzmocą słowami po grzbiecie - aż się chce zanurkować głębiej - nie wypłynąć.

A jednak Jezus wchodzi w te wody - nie dla Siebie - ale dla nas. Chrzci, przemienia, uzdrawia - dla nas - ale i dla innych. Bo odtąd w miejsce odmętów, które topią może popłynąć woda uzdrowienia.

Zobaczcie, co przynosi każdy kryzys, trudność:

- może poczucie osamotnienia, czasem odrzucenia
- może poczucie zdominowania przez drugą osobę
- może poczucie głębokiej pogardy i zniechęcenia sobą - tak różnym (różną?) od zaplanowanych działań
- a może nie nawet Jordan - rzekę tylko .........................MORZE?

Ja sobie myślę, że kryzys przede wszystkim pokazuje prawdę o nas samych (czasem brutalnie) zmuszając właśnie do przyjęcia postawy prawdy (czyli pokory). To już nie "ten bardziej" Michał, fałszywe, nadmuchane ja - ale ten prawdziwy, stąpający po ziemi - będzie na tyle odważny by nie skorzystać z mocy własnej - tylko mocy Ojca - tej jedynej MOCY.

Zobaczcie, że Archanioł Michał chcąc zgromić demona nie puszył się sobą  - przeciwnie - odwoływał się do Boga "niech Cię Bóg powstrzyma" [cytat z pamięci].

Nie chcę pisać rad o tym co robić w kryzysie bo jak na prawdę boli to nawet czytać się nie chce.

Sprzedam za to sposób, który działa w sytuacjach wielkiego stresu np. wystąpienia przed wielkim audytorium.

Jak wychodzisz na scenę i widzisz przed sobą 200 prezesów - wpatrujących się w ciebie(nie rzadko z przekąsem) to naturalnie - zaczynasz patrzeć na siebie i przerażać się swoim stanem (kolokwialnie: robisz w majtki ze strachu). Najlepsze co można wtedy zrobić to zainteresować się drugim człowiekiem i pomóc mu tym co akurat masz "pod ręką". Nie wszystkim na raz - jednemu. 

Jak jutro dojedziesz do pracy zrób eksperyment: powiedz koledze/koleżance "dobrze, że jesteś", uśmiechnij się i zobacz co to robi drugiemu człowiekowi. Co to zrobi TOBIE samemu (samej).

Bezcenne.

Coraz częściej myślę, że kryzys jest swoistą ceną (a może zapłatą) za zrobienie jakiegokolwiek dobra. Robisz coś dobrego bądź pewien czeka Cię walka na polu Chwały. A więc płaćmy chętnie! Właśnie tak! Wiedząc, że NIE NA DARMO, nigdy nie na darmo.

I jeszcze jedno. Bóg nigdy nie postawi przed nami zadania, którego wykonania nie wspierałaby jeszcze większa Łaska ("starczy Ci mojej Łaski").

Po bitwie zaś zawsze opiekują się nami (aż się boję napisać usługują nam) Aniołowie. Jak Jezusowi po zwycięskiej bitwie z demonem na pustyni.

Pamiętajmy - demon rozpoczyna walkę na poważnie jak już wydaje się, że sobie poszedł pokonany . O rety!

Chwalmy Pana dziś!

Trzymajcie się na Polu Chwały!