Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Cel czy cela



Niedawno pisałem o celach na 2014 rok. Cel to fajna rzecz.  Porządkuje, dyscyplinuje, stwarza pewien kręgosłup, wymaga planu, … wieszamy na nim nasze uczucia, odczucia. .. No właśnie. Czy czasem nie jest tak, że nasz poziom satysfakcji niebezpiecznie zaczyna zależeć od celu.  Więcej, nasz wewnętrzny milicjant (sic!) udziela nam dobrostanu zależnie od tego jak oceni poziom realizacji tego celu.
Ilustracja muzyczna: Dezerter, "Spytaj milicjanta"



Właściwie można powiedzieć, że ludzie typowo przyjmują 2 strategie nagradzania siebie zależnie od położenia względem celu.
1.       Pierwszą ze strategii nazwałbym „świąteczną”  - hurra rodzinna wigilia! (wiem, w literaturze występują inne nazwy, ale skoro to nie praca magisterska dajmy coś co łatwo zapamiętać)



W tej strategii 99% czasu swojego życia człowiek przeżywa na niskim poziomie satysfakcji czyli martwi się i denerwuje, obawia nieustannie. Weźmy za przykład „rodzinne święta”. Zaraz po „grobach” zaczyna się nerwówka kto kogo zaprosi i gdzie, która rodzina będzie odwiedzać którą i którego dnia. Potem już same problemy: kupowanie prezentów, zapasów jak na przysłowiową zimę, sprzątanie itp.  „Atmosfera świąteczna” gwarantowana;) Panie (jako zwykle odpowiedzialne za większość pracy) nie śpią po nocach i wykończone czasem komentują w niewybredny sposób co myślą o „tym wszystkim”. Następnie przychodzi wigilijny wieczór, atmosfera jest wspaniała, pojawia się „och abyśmy się tak znowu za rok spotkali” – powiedziane zresztą absolutnie szczerze i bez przekąsu. Poziom satysfakcji / szczęścia sięga zenitu by …. za chwilę runąć w dół bo „ktoś musi ten bałagan posprzątać”.
I tak od święta do święta a jeśli strategia człowieka nie przewiduje święta zbyt często (bo planuje na parę lat do przodu), cóż, pozostaje chyba tylko współczuć.

2.       Drugą strategię nazwę drogową – tym lepiej im dalej.
Tą strategię można porównać do jazdy z Suwałk nad Zalew Soliński (pozdrowienia dla mieszkańców). Google miłosiernie podaje, że to jedynie 10 godzin ciągłej jazdy (681 km).  Wyobraźmy sobie kierowcę gdy wsiada do samochodu – to prawie jak wyrok. Ale gdy jest już w Białymstoku okazuje się, że w sumie nie jest tak źle. W Chełmie przejeżdża w towarzystwie ciekawej audycji, Zamościa nawet nie zauważa a w Ustrzykach zastanawia się czy może by nie pojechać jeszcze trochę. Czuje niedosyt!



Nie mieliście tak nigdy, że boicie się jakiegoś wystąpienia, a gdy już się zacznie ciężko wam skończyć je o czasie. Okazuje się, że publiczność to nie drapieżniki, pojawiają się pytania, rodzi się dobra atmosfera…
Nasz kierowca jednak dojeżdża na miejsce, spotkanie trzeba skończyć a potem … jest kolejna podróż.

Czy napisałem, że są tylko dwie powyższe strategie? Tak?
Żartowałem;)
Chodzi o to, że człowiek często zachowuje się jak osioł chodzący za sianem przyzwyczajając się do tego jak bardzo pozytywne uczucia, emocje mogą wywindować go w górę. Niestety to samo potrafią ciągnąć go w dół. Patrząc na częstotliwość występowania obu przypadków – to ostatnie zdecydowanie częściej.
Prawda polega na tym, że nie jesteśmy na szczęście swoimi uczuciami. Zamiast powiedzieć jestem szczęśliwy powiedz sobie w duchu „odczuwam szczęście” , zamiast powiedzieć jestem przegrany powiedz sobie „właśnie odczuwam przegraną”. Tam głęboko w Tobie nie ma wichrów i nie ma wzburzanych przez nie fal. Jest Pokój. Kapitalnie pisze o tym DeMello w „Przebudzeniu”.
„Cierpisz z powodu depresji i lęków dlatego, że identyfikujesz się z nimi. Mówisz:
„Jestem przygnębiony”. Ale to nieprawda. Ty nie jesteś przygnębiony. Jeśli chciałbyś to wyrazić dokładniej, mógłbyś powiedzieć: „Doświadczam teraz przygnębienia”. A ty potrafisz swój stan wyrazić zaledwie zdaniem: „Jestem przygnębiony”. Nie jesteś przecież swa depresją. To tylko chytra sztuczka twego umysłu, dziwaczna iluzja. Sam wpakowałeś się w ten sposób myślenia, choć go sobie nie uświadamiasz: „Jestem swa depresja, jestem swym lękiem, jestem swa radością, jestem swym wzruszeniem. Jestem zachwycony!” Z cała pewnością nie jesteś zachwycony. Może jest w tobie, akurat w tym momencie zachwyt - ale poczekaj, to się zmieni, to nie będzie trwało wiecznie. Nigdy nic nie trwa wiecznie, wszystko się zmienia, wszystko podlega ciągłej zmianie. Chmury nadchodzą i odchodzą, niektóre z nich są czarne, a niektóre białe, niektóre z nich są wielkie, a inne małe. Zstąp głębiej w te metaforę. To ty jesteś niebem obserwującym chmury. Dla ludzi Zachodu stwierdzenie to jest szokujące. A przecież nie masz na to wpływu.
Nie staraj się na nic wpływać. Nie zatrzymuj niczego. Patrz! Obserwuj! Kłopot z większością
Ludzi polega na tym, że są straszliwie zajęci organizowaniem rzeczywistości, której nawet nie rozumieją. Zawsze cos ustalamy, organizujemy... Nigdy nie przyjdzie nam do głowy, że rzeczy nie potrzebują być organizowane. Naprawdę. To wielkie odkrycie. Rzeczy potrzebują jedynie zrozumienia. Jeśli je zrozumiesz, one się zmienią.”

Wtedy jest przestrzeń na docenianie, na dziękowanie i na trzecią strategię – cieszenie się tu i teraz.




To również miejsce na przyjrzenie się pełnej przestrzeni satysfakcji:




Zwróć uwagę, że możliwości są tutaj aż cztery. A przecież można wrysować w to również sławną piramidę Maslowa.

Co wybrałeś w ankiecie z wpisu?: http://ponocy.blogspot.com/2014/01/co-zrobisz-w-2014-ym.html

W której ćwiartce jesteś i co to oznacza dla Ciebie?
Spytasz milicjanta? ;))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz